W niedzielę, 4 września o godz. 7:30 została odprawiona Msza św. w intencji śp. ks. prał. Stanisława Kuli w 30. dzień po śmierci. Przypominamy kazanie z Mszy żałobnej wygłoszone w Farze przez ks. kan. Eugeniusza Frączyka.
Kazanie żałobne ks. kan. Eugeniusz Frączyk, Fara-Radom 7 sierpnia 2016 r.
Niech będzie Bóg uwielbiony!
Niech będzie pochwalona Bogarodzica Najświętsza Panna Maryja!
Gdy przed śmiercią Ojca Świętego Jana Pawła II zebrało się konsylium lekarskie, by zdecydować jak jeszcze leczyć papieża, słysząc to powiedział: "Pozwólcie mi odejść do Ojca!", a kiedy oddał ducha Bogu ksiądz biskup Dziwisz, sekretarz papieża, zaintonował: Ciebie Boga wysławiamy. Zgromadzeni przy łóżku papieża kapłani, siostry zakonne, lekarze i przyjaciele wielbili Boga i wychwalali Go za wielkie dary dane Kościołowi i światu w osobie Jana Pawła II.
Czcigodni księża Biskupi, nasi Pasterze, drodzy kapłani, czcigodne siostry zakonne wraz z siostrą Grażyną i wszyscy zgromadzeniu tu bracia i siostry. Zebraliśmy się tu w godzinach wieczornych, w radomskiej Farze, gdzie był przez 11 lat proboszczem ks. Stanisław Kula, by wielbić Boga i oddać chwałę Matce Bożej, której ks. Stanisław się ofiarował. Za 79 lat jego życia i 53 lata kapłaństwa.
Niech będzie Bóg uwielbiony!
Niech będzie pochwalana Bogurodzica Najświętsza Panna Maryja!
"Idę do Ojca"(J 16,16). Wydaje się, że te słowa z Ewangelii św. Jana, taką modlitwę możemy włożyć w usta naszego brata kapłana, ks. Stanisława. Życie człowieka wierzącego, a szczególnie kapłana to droga do Ojca, a tą drogą jest Jezus Chrystus. "Ja jestem drogą, nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie".
Ksiądz Franciszek Grudniok w przepięknej książce "Być kapłanem", w której zawarł refleksje ascetyczno-duszpasterskie, jeden z ostatnich rozdziałów zatytułował: Lekcja umierania. W tej lekcji umierania uczy nas, że do śmierci trzeba się przygotować jak do każdej lekcji. Trzeba się pojednać z Bogiem i ludźmi. Śmierć przyjąć jako wyraz woli miłosiernego Boga. Śmierć jest tylko chwilowym rozstaniem się z żywymi. Autor książki „Być kapłanem” przytacza nam trzy przykłady lekcji umierania. Pierwszy: śmierć, dziś świętego, Jana XXIII. My starsi pamiętamy, jak umierał papież Jan XXIII. Jak ludzie okupowali plac św. Piotra. Jak wsłuchiwali się w komunikaty, jak modlili się i płakali. Umierający papież szeptał: "Ut unum sint" - Aby wszyscy byli jedno. Gdyby teraz autor tej książki pisał, niewątpliwie jako nauczyciela umierania pokazałby nam św. Jana Pawła II. Jak umierał na oczach całego świata, jak tulił do twarzy Krzyż Chrystusa, jak wyciągał rękę do błogosławieństwa bez słów, jak prosił, by pozwolono mu odejść do domu Ojca.
Jako drugiego nauczyciela lekcji umierania stawia przed nami biskupa, byłego sufragana wrocławskiego, umierającego w Niemczech - Ferdynanda Piątka. Mówił: "Gdybym miał podjąć decyzję, co napisać na tablicy mojego grobu, to napisałbym słowa z Ewangelii św. Jana rozdział 16, wers 16: Idę do Ojca, bo w tych słowach jest moja wiara, moja ufność i moja miłość".
Trzecim nauczycielem lekcji umierania był kapłan, którego autor przedstawia pisząc: "Losem kapłana - nagła śmierć". Odbudował kościół po pożarze, umarł w drodze do chorego idąc na pierwszy piątek z Komunią Święta. Parafianom kiedyś powiedział: "Tylko nie płaczcie na moim pogrzebie". Na jego pogrzebie jeden z parafian powiedział: "Kim był nasz proboszcz wiemy dopiero dziś".
Kim był ks. Stanisław, ksiądz prałat Stanisław Kula? Jakim był nauczycielem? I jakim był kapłanem? Był mi bardzo bliski, często chodziliśmy na spacery. Koledzy nawet żartowali, że po dwóch, trzech krokach robiliśmy przystanki, że więcej stoimy niż chodzimy. Wspominaliśmy nasze lata seminaryjne z niższego i wyższego seminarium. Wspominaliśmy z wielkim szacunkiem naszych profesorów. Kiedyś na moje pytanie, jakie najczęściej dawał nam nasz ojciec duchowny Ignacy Ziembicki wskazania na rozmyślaniu, jaką wiązankę duchową, wtedy odpowiedział ks. Stanisław po łacinie do mnie: "O bone Iesu fac, ut vana sacerdos secundum corpum" - O dobry Jezu spraw, abym był kapłanem według Serca Twego. Oniemiałem, zaniemówiłem, zatrzymałem się. - "Ty to pamiętasz?" My z małego seminarium mieliśmy duże braki z łaciny. Przypomniałem sobie, że tu w tej świątyni ostatnio uczył się łaciny, gdy w tym kościele odprawiał Mszę Świętą raz w miesiącu według rytu trydenckiego i było na niej wtedy wielu uczestników, którzy są z nim tak zżyci, że bardzo często odwiedzali go i wiem, że dzisiaj są tu obecni.
Kim był i jakim był kapłanem ks. Stanisław? Czy był kapłanem według Serca Bożego? Tego nie wiem, ale wiem, że starał się być dobrym kapłanem. Poznaliśmy przed Mszą Świętą szczegółowy życiorys ks. Stanisława, przeczytany z ust ks. Dyrektora. Wspomnę tylko trzy ostatnie jego probostwa: Słupia Nadbrzeżna. W latach 70 parafia ta była prawie odcięta od świata. Tam czasem i traktorem było trudno dojechać. Przejdźmy się po tej parafii i zapytajmy starszych parafian, czy pamiętają ks. Stanisława Kulę? - "Tak, pamiętamy. To był dobry ksiądz. Znał nas. Plebania jego była dla nas otwarta, nawet wtedy, gdy go w domu nie było". Dla tych ludzi był kapłanem według Serca Bożego. Drugie probostwo - Jankowice. Pracował tam, jak słyszeliśmy 23 lata. Warunki były trudne, drogi nie było. Jeśli syrenka utknęła w kałuży i błocie i została na noc to ludzie wiedzieli, że to samochód naszego proboszcza. Tu w tej parafii możemy chodzić od domu do domu i dowiedzieć się, że to był dobry człowiek i dobry kapłan. Wybudował plebanię, która też była otwarta nawet dla złodziei, którzy go okradli, a dowiedział się, gdy rano zobaczył, że lodówka jest pusta. Ostatnia jego placówka duszpasterska to Fara radomska, niezwykle eksponowana placówka. Co tu dokonał, jakie prace wykonał, to też słyszeliśmy przed chwilą w jego życiorysie. Kim był dla tych ludzi mieszkających w obrębie tego kościoła? Wszedłem do sklepu obok kościoła na ulicy Rwańskiej. Było kilka osób. Do Pani właścicielki tego sklepu powiedziałem: "Słyszała Pani, że dziś w nocy umarł ks. prałat Stanisław Kula?" Zawahała się chwilę. - "Znałam Go". Zmieniła się na twarzy i powiedziała: - "To był dobry, bardzo dobry ksiądz".
Czy ks. Stanisław był kapłanem według Serca Bożego? Wiem, że bardzo się o to starał, skoro pamiętał z czasów kleryckich piękną wiązankę duchową, którą nam często powtarzał nasz ojciec duchowny. Nawet ostatnio leżał w szpitalu na sali, gdzie było trzech panów bezdomnych. Zakłócali nieco spokój, pielęgniarki chciały go przenieść na inną salę. Prosił by tu z nimi został, bo oni mu nie przeszkadzają. - "I ja też w nocy nie mogę spać".
Na zakończenie chcę kilka słów powiedzieć pod adresem siostry księdza Stanisława, siostry Grażyny ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Jak szczęśliwy był ks. Stanisław mając w ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach takiego samarytanina jakim była siostra Grażyna Kula. My kapłani sąsiedzi budowaliśmy się wielką miłością brata i siostry. Ks. Stanisław należał do duchowej Rodziny Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, a jej założyciel św. biskup Zygmunt Szczęsny-Feliński błogosławił mu z obrazu wiszącego w jego pokoju. Ks. Stanisław mówi do nas zgromadzonych dziś: "Idę do Ojca", a my tu zgromadzeni prosimy: Święty Piotrze, Boży kluczniku, otwórz bramy raju! Oto idzie Boży kapłan. Zostawił tu godności, zaszczyty i odznaczenia, a idzie jako przyjaciel i brat ludzi cierpiących, jako brat ludzi biednych, samotnych, bezdomnych, opuszczonych. Wprowadź go, bo idzie do Ojca, a my tu zgromadzeni, czekając na naszą ostatnią godzinę, wołamy:
Niech będzie Bóg uwielbiony!
Niech będzie pochwalana Bogarodzica Najświętsza Panna Maryja!