Oaza Rodzin parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Radomiu

Świadectwo
17 maja 2013 (korekta o nowe wydarzenia i spostrzeżenia 17 września 2016)

Chcę się podzielić pewnym wydarzeniem. Uczestniczyłem z żoną w spotkaniu połączonym z Mszą Świętą i przeżyłem piękne chwile, które nieskromnie mówiąc odmieniły moje życie, pomogły mi zrozumieć co jest ważne w życiu a co nie i pojąć, że jest KTOŚ kto się nami opiekuje na poważnie, a nie po prostu jest gdzieś daleko. Bo to, że JEST, wierzyłem zawsze, tym razem jednak zdarzyło się coś co odnowiło moją wiarę i uzdrowiło moje spojrzenie na świat. Uczucia jakie rodzą się podczas modlitwy, uczucie bliskości Boga jest nie do opisania. Nie ma rzeczy niemożliwych dla Pana Jezusa a jego i nasz Ojciec - Bóg pod postacią Ducha Świętego wypełnia nasze chore dusze dając odpoczynek zmęczonemu ciału. Brzmi to może dziwnie ale nie wiem jak inaczej opisać to wszystko. Kiedyś też patrzyłem się dziwnie na ludzi którzy śpiewają wznosząc ręce do góry, uśmiechając się z ironią, nie mogąc pojąć tej radości, teraz wiem skąd wynikała i płynęła. Podziwiałem tych w pełnym skupieniu rozmodlonych, sam starałem się wyciszyć i też nauczyć się pogłębiać wiarę i odrzucać fałszywe duchowości płynące z new age, tych alternatyw, które powodują, że pakujemy się w problemy myśląc, że znaleźliśmy to czego szukaliśmy. Czas mijał, moja wiedza i doświadczenie wiary było coraz dojrzalsze. Przeżywałem piękne chwile podczas różnych wydarzeń związanych z wiarą, mogłem coraz bardziej skupić się podczas mszy, o co zawsze prosiłem - wyciszenie, wyzbycie się niepotrzebnych myśli, całego śmietnika jaki mamy w głowach, a którego można się pozbyć właśnie zawierzając Panu Jezusowi. I tym ostatnim momentem, o którym właśnie chciałem powiedzieć było spotkanie połączone z mszą, czuwaniem przed Świętem Zesłania Ducha Świętego.

Poniżej kilka cytatów, które wydaje mi się trafnie definiują podejście do spoczynku w Duchu, nasza wiara wymaga mądrego i rozważnego podejścia i wyzbycia się pychy, manipulacji i traktowania siebie w centrum wydarzeń, przychodzimy i powinniśmy spotykać się z Jezusem, dziękować i zawierzać swoje życie, prosić o wsparcie i Matkę Bożą i Świętych, dziękować Bogu za nasze życie.

"Oczywiście nie powinniśmy się koncentrować na samym spoczynku w Duchu (ani na żadnych innych przejawach mocy Bożej), ponieważ gdy przychodzimy na spotkanie modlitewne, to naszym głównym celem powinno być uwielbienie Boga. To w uwielbieniu Boga osiągamy pełnię naszego istnienia" (O.Robert de Grandis SSJ, w "Szum z Nieba", nr 02/ 2002).

"Spoczynek w Duchu Świętym nie jest znakiem mocnej wiary osoby, która tego doświadczyła. Wpływa zaś na umocnienie w wierze poprzez towarzyszące mu uzdrowienie czy napełnienie pokojem i odczucie miłości Bożej" (O.Bogdan Kocańda OFMConv, Rycerz Niepokalanej 9/2004, str. 295).

Reasumując, zachęcam każdego do szczerego szukania spotkania z Panem Bogiem. Tak jak pisałem powyżej, jeszcze niedawno też patrzyłem na to wszystko ze skrzywioną miną, myślałem: co oni wyprawiają, wznoszą ręce do góry, śpiewają... Nie mieściło się to w moim spojrzeniu na modlitwę, wolałem chodzić po lasach, górach, wyciszyć się i to też jest potrzebne, bo to prowadziło właśnie do otworzenia się na taką formę pogłębiania życia duchowego, a naprawdę jestem szczęśliwy, z tego w jakim punkcie teraz stoję i mogę odrzucić to co niepotrzebne i skupić się na tym co najważniejsze, chociaż wiem, że ciągle się tego uczę i popełniam błędy.

Ci, którzy jeszcze są przekonani, że to mistyfikowane sytuacje, albo choroba psychiczna, albo hipnoza (która jest wykorzystywana przez przedstawicieli fałszywej i niebezpiecznej dla człowieka duchowości, zwykle w ruchach powiązanych z ogólnie pojętym new age) zapewniam, że w tych spotkaniach, na których byłem, nie ma psychomanipulacji, stąd wspominałem o rozeznaniu, rozwadze i ostrożności.

To kolejne wydarzenia, które mocno odcisnęły piętno (pozytywnym tego słowa znaczeniu) na moim życiu, sprawiając, że Bóg zaczął naprawiać moje wnętrze porządkując moje życie, to było moje "TAK" dla Pana Jezusa:

- Rekolekcje na stadionie narodowym 6 lipca 2013 (o. Boshobora)

- Lipiec Msza, Wieczór Chwały na os. Ustronie; ks Witek wspólnota Mamre - 14 lipca 2013, przeżycia żony (pojednanie z tatą, przebaczenie samotności, poczucia odrzucenia, bardzo gwałtowne i głębokie przeżycia ale uwalniające, dar od Pana Boga przygotowujący na odejście taty, na drugi dzień rano nagła śmierć taty)

- Modlitwy wstawiennicze we wspólnocie Dobrego Łotra 15 lipca 2013

- Msza w Archikatedrze Częstochowa październik 2013 - po prośbie o modlitwę za moje nawracanie, o dary Ducha Świętego abym mógł iść właściwą drogą ponowne przeżycia ale jeszcze bardziej głębokie. Efekt? Mówiąc wprost - leżałem na ziemi jak dziecko, łzy szczęścia płynęły mi z oczy, czułem się jak dziecko na rękach Ojca, spokojne, szczęśliwe, bezpieczne.

Owoce:
Niepojęte dla mnie uczucie miłości, mocy, wiary, niesamowicie czystego spojrzenia na to, co  się dzieje dookoła, najgłębsza modlitwa jaką kiedykolwiek mogłem wypowiedzieć w sercu, za ludzi cierpiących dręczenia czy nawet ciężkie zniewolenia przez przeróżne praktyki czy inicjacje. Słyszałem to co się dzieje dookoła i w moim wnętrzu pojawiło się tak wielkie współczucie, że nie jestem w stanie opisać.

Kolejne perypetie to cała masa dziwnych przypadków, zbiegów okoliczności, spotkań z ludźmi ze środowisk, których nigdy bym nie spotkał. Odczuwalnym darem jaki otrzymałem była również miłość, sympatia, szacunek do duchownych, spojrzenie na nich innym okiem, rozumienie jak wielką niosą misję, jak wielka jest na nich odpowiedzialność, jak często mogą czuć się samotni. Zacząłem również częściej patrzeć na ludzi z miłością. W moim otoczeniu całe mnóstwo cudów: nawrócenia, wyjścia z uzależnień, wielogodzinne rozmowy na temat wiary, Jezusa, Ducha Świętego, szukanie Ojca i budowanie relacji. Wielkie pragnienie codziennego uczestnictwa w Mszy Świętej, niepojęte bo kiedyś w ogóle nie chciało mi się chodzić do Kościoła, krytykowałem duchowieństwo patrząc tylko na wypaczenia, otaczanie się zbytkami, nie widziałem sedna, nie widziałem tych, którzy poświęcali swoje życie dla Ewangelii. Z wielkiej agresji i krytyki, gniewu, do wielkiej miłości. Człowiek sam z siebie nie jest w stanie przejść takiej przemiany, nie jest w stanie zmienić samodzielnie swojego życia tak ekstremalnie.

Kolejne miesiące mijają i co prawda najpiękniejsze było to nagłe zrzucenie z oczu łusek, ale teraz odnajdywanie Boga w codzienności, w ludziach, aż wreszcie gotowość do trudów, co prawda niewielkich, ale jednak trudów, które wiedziałem komu poświęcam - to  również piękne i fascynujące.

Trudy:

Bogu poświęciłem odejście z zespołu rockowego, który był zbyt w centrum mojego życia a członkowie nie byli w stanie zaakceptować mojej nagłej zmiany kursu, gdzie wiatr Ducha Świętego w tym statku mojego życia zaczął tak mocno wiać w żagle, że mogło to nawet wyglądać jakby miał się rozbić. Ja - człowiek z przeszłości - takiego Piotrka dzisiejszego w fazie nawracania, w początkowej fazie, wziąłbym z pewnością za świra, o czym z resztą wspominałem powyżej mówiąc o tłumach wznoszących ręce w górę i śpiewających na Chwałę Pana. Teraz gram na chwałę Pana, uczestniczę w życiu wspólnoty, w życiu oazy rodzin, jestem częścią Kościoła na poważnie a nie od święta.

Rodzina:
Myśli, że jestem w sekcie albo przynajmniej zdewociałem, a może po prostu jestem chory psychicznie i może to początkowa faza. Taki niewielki trud ale widoczny był proces powolnego odrzucenia przez bliskich, przyjaciół - rzecz naturalna jak mówią ci, którzy wybrali drogę za Jezusem. Aktualnie kiedy wprowadzam to co się zmieniło - rodzina zaakceptowała mnie "odnowionego" a wielu przyjaciół jak chce pogadać o Bogu to dzwoni do mnie :)

Praca:
Żeby Zbawiciel zaczął budować często musi nas uwolnić, wolność to też utrata pracy. Wolność od strachu przed jutrem, kurczowe pilnowanie spraw bytowych. Powrót o 10 lat wstecz kiedy w wakacje szukało się pracy i łaziło to tu, to tam, żyło z dnia na dzień. A to życie z dnia na dzień to dar a nie kara. Uwolnieniem utrata pracy? Tak. Z zewnątrz ktoś może widzieć - on tak do Kościoła lata a tu mu się nie układa. Właśnie, że się układa, bo przyszedł czas trudności. Nie oznacza to leżeć kołami do góry i czekać, oznacza modlić się o W MIARĘ DOBRE WARUNKI ŻYCIA. Mówię "w miarę", bo w pewnym filmie usłyszałem modlitwę alkoholika na drodze nawrócenia w programie 12 kroków, parafrazując: "proszę o w miarę dobre życie na ziemi i pełnię życia w Niebie". Wszystko to łaska Boża.

To są słowa, którymi mogę podsumować moją duchową drogę na dzień dzisiejszy.

Piotr Zagożdżon,
Oaza Rodzin przy parafii farnej w Radomiu.




















statystyka
+ Parafia Rzymsko-Katolicka pw. św. Jana Chrzciciela w Radomiu / Fara.Radom.pl